Hanna Krall, przemytniczka treści
Jak
pisać, żeby cenzor nie pociął tekstu, nie wstrzymał druku? Jak
pisać, żeby czytelnik poznał prawdę o „wspaniałym” Kraju
Rad? Dzisiejsza wolność słowa jest zdecydowanie przereklamowana,
słowo traci czystość brzmienia i wartość. A jednak cenzura brzmi
abstrakcyjnie. Dlatego ze wstępu Szczygła nie należy rezygnować,
choć może wydać się wam szkolny. On pomaga i wyjaśnia jak czytać
Krall, jak wyławiać z jej tekstu poukrywane wiadomości, jak
interpretować przemilczenia, jak rozumieć bohaterów i ich wybory,
wtedy.
Skoro
inteligentny i przenikliwy cenzor, reportaże Krall puszczał,
pisarka musiała w mistrzowski sposób opanować sztukę kamuflażu.
A sposób znalazła dość prosty. Zrezygnowała ze skali marko,
porzuciła zbędne przymiotniki, czasowniki, zaczęła grzebać w
dalszych planach i wyciągać szcególiki. Minimalizm to jej znak
rozpoznawczy. Dajmy na to „Cztery
miliony szachistów”,
praktycznie wzorcowy materiał, nieco telewizyjny: trochę statystyk,
przydatność szachów w leczeniu chorych z zaburzeniami
psychicznymi, zasługi w edukacji, a Boris Spasski gada o ucieczce i
wolności. W szachach oczywiście. Genialne. „W
kawałku chleba” zawarto
cały porządek rządzący małymi wioskami. Kołchoz, rajkom,
zebrania kolektywu, sielska sceneria. Jest wszystko, ideał, a
autobus w błocie grzęźnie, nigdzie nie dojeżdża. Imperium.
Hanna Krall wyjechała do ZSRR ze swoim
mężem w latach sześćdziesiątych i tam napisała reportaże
zebrane w zbiorze „Na wschód
od Arabatu”. Czytając jej
teksty za każdym razem doceniam wartość słowa. Ta ekonomia
pisania, wyławianie tematów, postaci z drugiego planu, jest
wyjątkowo szlachetne, acz momentami chłodne. Opisane fragmenty
cudzych żyć, pozornie niepowiązane, pozbawione emocji, tworzą
bardzo konkretny obraz. Obraz zwykłego człowieka, wrzuconego w
trybiki historii. W tle majaczy wielkie i potężne imperium. Wielkie
i potężne.
Hanna
Krall „Na wschód o Arabatu”
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, warszawa 2015
0 komentarze