Kto pokocha Lucy

Dzieciństwo Lucy Barton nie udało się losowi. Było smutne i ciężkie. Najczęstsze wspomnienia z tego okresu chowały się we wnętrzu ciężarówki ojca i na zapleczu restauracji z resztkami jedzenia. Lucy wychowała się wraz z dwójką rodzeństwa w Amgash, w stanie Illinois, w jakiejś przybudówce, bez toalety, z siennikiem i rodzicami, wiecznie nieobecnymi. Ojciec zmagał się z powojennymi koszmarami, ale nikt o tym nie rozprawiał, nikt nic nie tłumaczył, nie zwierzał się. Mało słów było w tym domu, nie mówiąc o emocjach, czy ciepłych uczuciach. Taka sucha pustka, którą zdominowała ponura bieda i nadużycia. Nie było przyjaciół, telewizora, książek, gazet. Deprywacja na każdym poziomie. Wszędzie wyobcowanie i społeczna kastracja, najpierw wyznaczona lekkim smrodem jaki wił się z brudu, potem osobnością jaka wynikała z dość skomplikowanej sytuacji rodzinnej i małżeńskiej.
Photographer: Gitika Saksena
Całe życie Lucy naznaczały momenty i książka Elizabeth Strout stała się zapisem jednego z nich, kiedy po operacji wyrostka robaczkowego bohaterka została na dłużej w szpitalu, nękana nieznaną infekcją. Pięć dni (z kilku tygodni) spędziła z nią matka. Te chwile, kiedy znowu można pobyć dzieckiem, w relatywnie bezpiecznej przystani szpitalnej teraźniejszości. Dla Lucy marzenie. Przysłuchując się zabawnemu wynajdywaniu pseudonimów dla lekarzy i pielęgniarek, można ulec złudzeniu i szybko przenieść się do bajki, która mogła była się wydarzyć. Byłoby idealnie. Mógłaby powstać chick-lit, z kupą niepowodzeń i nagłym, cudownym rozwiązaniem, które w słodyczy opisów, opluwa nas mdłym zakończeniem. To nie ta półka. Rozmowy kobiet snuły się w przeszłości, ale panicznie unikały pewnych tematów. Plotkowały o ludziach, których znały, o rodzinie, związkach, romansach, rozwodach. I krążyły, milcząco przywołując obrazy gniewu ojca, czy brata sypiającego ze świniami. Ta cisza w Was zawibruje. Wyznanie miłości córce wymagało zamknięcia oczu, a i tak nie przeszło przez gardło. Tragicznie i bardzo boleśnie. W tych rozmowach najważniejsze były przemilczenia, elipsy, one obnażały prawdę o trudach relacji. Czytając będziecie współczuć, gryząc się z myślą, że to co niewypowiedziane łączy najbardziej. To dość paradoksalne. Lucy została pisarką, ale w swoich rozmowach z matką, jedynie muskała powierzchnię, tego co chciała wyartykułować, tego zagnieżdżonego wstydu i nabrzmiałej samotności. Nie ludzie, a książki sprawiły, że stała się mniej samotna.
Elisabeth Strout nie bawiła się w sentymentalizm, w swym pisaniu zasiała mnóstwo uczucia i czułości. Z cudownym narracyjnym dystansem opowiedziała o miłości i relacji matki i córki, w całym jej skomplikowanym odcieniu. O przeszłości i teraźniejszości, które stały się wypadkową na przyszłość. O tym, że od pewnych rzeczy nie sposób uciec. I ten głos wołający o akceptację i dostrzeżenie. Być może nie jest to letnia pozycja, bo życiowa, ale cudownie unosi lekkością pióra i bezgłosem bohaterów. W tle majaczy Chrysler Building, jak kusząca blaskiem obietnica.

Elizabeth Strout „Mam na imię Lucy” Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2016

You May Also Like

2 komentarze

  1. Jeśli książka jest tak samo genialna jak ta recenzja to czekają mnie bardzo przyjemne chwile bo jutro zaczynam "Mam ma imię Lucy". I dziękuję za nowe dla mnie słowo którego znaczenie właśnie sprawdziłam. Wiem już co oznacza literatura chick -lit :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Porywająca powieść.  Idealna na jeden wieczór. Proste zdania i język chłonie się bardzo szybko. To nie tylko dialog matki z córką ale dla mnie studium rodziny pokazujące, że relacje z najbliższymi są najtrudniejsze a wiele pytań na zawsze pozostaje bez odpowiedzi. Piękna powieść, bardzo prawdziwa. 

    OdpowiedzUsuń

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)