Morderca lubi Olandię, a ja zdradzam Nesbø
Johan
Theorin opisuje swoje książki jako „kombinację mrocznych
kryminalnych zagadek, skandynawskiego folkloru i historii o duchach,
elfach i trollach”. Taka definicja budzi mój niesmak,bo,
być może naiwnie i przyziemnie, widzę jak Mudler i Scally
lądują w Europie i ruszają na łowy. Czy wyczerpały się pomysły
na skandynawskie kryminały? Trzeba im dodać dodatkowego baśniowego
wymiaru? Czy teraz detektyw Łodyga działać będzie wespół ze
Żwirkiem i Muchomorkiem? Nie chwyta mnie to. Może dlatego tak długo
omijałam te powieści. I tak właśnie rodzi się wpis o zaniechaniu.
foto. Chris Zielecki "Zachód słońca na Olandii" |
Tego
lata zabrałam jedną na wakacje. Przeczytanie „Zmierzchu” zajęło
mi dokładnie cztery godziny. Na literackim wdechu, z napięciem,
oczekiwaniem. Na końcu przeżyłam zaskoczenie. Totalne. Prze kilka
nocy budziłam się z przekonaniem, że ktoś chodzi po naszym
pokoju. Morderca oczywiście. Okazało się, że Theorin nie epatuje
zaświatami, właściwie pozwala czytelnikowi zdecydować na ile
zaświatom pozwoli. Co za ulga, co za zaskoczenie! Potem przeczytałam
„Nocna zamieć”, idealnie wtedy kiedy jesień wtaczała się do
Krakowa. Taka mokra i smogowa. Czytałam wracając do domu z pracy.
Zapadał wczesny zmrok. Uprawiałam sprinty do domu, ucieczkając
przed cieniami, w deszczu, mroczności. Na pewno ktoś mnie
obserwował. Złodziej. Morderca. Po przeczytaniu tych książek,
wyobraźnia rozwinęła skrzydła.
foto via babblzoom.tumblr.com |
Miejscem
akcji kryminałów jest Olandia. Największa szwedzka wyspa.
Popularne wśród Skandynawów miejsce na letnie wypady. Piękne,
niekończące się plaże, idealne warunki do żeglowania. Latem
oaza, kwitnąca ludźmi. Zimą wyspa porzucona, ziemia niczyja. Dudni
pustką, a ta napędza spekulacje. Tchnie złowieszczym oddechem
błądzących po rozległych mokradłach duchów, wspomnień.
Monotonny krajobraz, niemal bezludny i stoicki, zimą bardziej
surowy, pokazuje swoją siłę nagłymi śnieżycami (fåk),
silnymi sztormami. Idealne miejsce na zbrodnie. Pewnego dnia dziecko
wymyka się dziadkom, przedostaje przez płot i znika we mgle na
mokradłach. Rozpływa się w powietrzu. Matka nigdy nie godzi się z
jego stratą. Innym razem ciało kobiety dryfuje w morzu. Mogła się
potknąć, uderzyć w kamień. Mógł jej ktoś pomóc wpaść.
Olandzka
tetralogia wyróżnia się na tle innych skandynawskich kryminałów.
Składa się na nią co najmniej osiem historii. Po dwie w każdym
tomie. Kryminalna i obyczajowa. Theorin świetnie zna historię i
mentalność wyspy. Wplata ją w książkę, bardzo delikatnie i z
wyczuciem. Stąd trolle czy elfy, nie rezonują i nie fałszują, nie
wymachują legitymacją policyjną. Jest i duch podpowiadacz w
kwestiach tego co obrabować, ale szczerze można sobie
zinterpretować tabliczkę Ouija, tak jak chcemy. Mnie bawiła.
Wszytko
w kryminałach Theorina zdaje się być ze sobą luźno powiązane.
Wątki przedstawiane, bardzo ciekawie zarysowane, wydają się
podbijać stopniowo nieco gotycki klimat. Nie są nachalne, ale każdy
ma znaczenie. Nie są polityczne, społeczne, nie omawiają modnych
tematów mielonych w telewizji, czy prasie. Krążą wokół miejsca,
jego historycznego zaplecza i przeszłości. Intryga rozpisana jest
na kilka głosów morderczych, złodziejskich, rodzinnych sekretów i
wstydów. Powieści łączy ze sobą postać osiemdziesięciolatka
Gerlofa. Emerytowanego rybaka, spędzającego czas w domu starców.
Mężczyzna wspaniale zna wyspę i okazuje się być dobrym
detektywem, z przypadku. To kolejna różnica. Brak wyraźnego
łącznika, pierwszoplanowego. Brak śledczego prowadzącego
dochodzenie w roli gwizdy pierwszego planu. Śledztwo jest jakby
dodatkiem. W głowach świdruje wam myśl, że czytacie kryminał. Ta
myśl zasadza się tak głęboko, że nie pozwala o sobie zapomnieć.
A życie na Olandii biegnie swoim torem. Momentami mistycznym. To są
wspaniałe opowieści.
Johan Theorin „Zmierzch”, „Nocna zamieć” Wydawnictwo Czarne,
Wołowiec 2014 (e-book)/2010
0 komentarze