Wymachiwanie słownym bejsbolem...
Zrodlo |
Tym razem Grzegorzewska
osadza swoich bohaterów w rejonach krakowskiego Osiedla. Światek, który nie
jeden z nas omija szerokim łukiem, albo udaje, że go nie zauważa. Ludzie
wyrzucający z siebie rzeki slangu i bluźnierstw, żyjący na krawędzi miejskiej
dżungli, w jakiejś dziwnej symbiozie z policją, postępujący bez skrupułów. Znam
te klimaty z autopsji, bo łódzkie Bałuty, gdzie się wychowałam są geograficznie
bardzo bliskie wszystkim Osiedlom w Polsce. Czytając książkę zaśmiewałam się do
łez, nie z powodu przedstawienia realiów blokowiskowego klimatu w krzywym
zwierciadła, ale z powodu diabolicznych przerysowań. Być może nie jest to jakaś
odkrywcza prezentacja półświatka, być może przywołuje na myśl filmy sensacyjne
kategorii B, ale według mnie ma w sobie dużą dozę wiarygodności.
Łukasz vel Profesor uciekł przed policją i ludźmi
Hrabiego. Zaszył się gdzieś na białej plaży nad Pacyfikiem i po dwóch latach
wraca do Krakowa. Majowe słońce wita go w mieście, a wraz z nim mrożąca krew w
żyłach sprawa okrutnego Rzeźnika zabijającego kobiety. Kraków w strachu. Ot,
taka odmiana po beztrosce na Morzu Południowym.
Wynajmuje mieszkanie na
Dębnikach i oddaje się słodkiemu „robię, tylko to, na co mam ochotę” – „Dym. Śledź. Pauza. Bomba, znowu Dym (…)”. I choć (nie) chce, to
bardzo szybko konfrontuje się z mroczną przeszłością, a może raczej ona z nim. Jak
to jest powracać po długiej nieobecności, do miejsca gdzie skłębiły się
wszystkie wspomnienia, te dobre i te traumatyczne? Przeszłość czyha wszędzie, a
kłopoty i dwuznaczne sytuacje bardzo lubią Profesora. Wraca na Osiedle,
odświeża, chcąc nie chcąc, kilka znajomości, widzi, że czas dla wielu ludzi i
spraw się zatrzymał: Kojak, Pan Dobra Nutka, doktor Judym. Starzy kumple nadal
stoją pod bramą, wciągają koks, wyciskają na siłowni ciężary, kombinują, kradną,
robią skrobanki. Nad wszystkim czuwa nowy „admin”:
zdetronizowany Król ustąpił miejsca Opiekunowi i zapanowała jakaś dziwna cisza
i (nie)pokój. Pewnego dnia znika piękna Sophie, żona nowego szefa, a odnaleźć ją
ma właśnie Profesor. Został wybrany do roli detektywa, to takie wyróżnienie,
czy raczej naznaczenie (?). Chłopak rusza tropem zaginionej, ale nie oszukujmy
się, jest detektywem niedoskonałym, chociaż chętnie szuka w sobie czegoś z
Poirot albo Marlowe. Książkowe paralele nadają temu śledztwu zabawny wymiar,
ale szybko okazuje się, że nie będzie miejsca na żarty i przyda się pomoc. Tu
zjawia się Julia Dobrowolska, znana z poprzednich książek Grzegorzewskiej,
wygadana, błyskotliwa pani detektyw. Tym razem w roli pierwszo-drugoplanowej. Jest
starą, no powiedzmy, znajomą Profesora z Osiedla. „Para” a la Piękna i Bestia, tylko, że bestia nie jest tak ckliwa, jest
wręcz cyniczna, co tu dużo gadać jest łajdakiem. Inteligentnym, oczytanym
bandziorem, narkomanem i złodziejem. Profesor, choć bulwersuje impertynencją,
to jednak fascynuje i pociąga. Co
ich łączy? Zbyt wiele. Rozmowy tej dwójki, pełne przekleństw, wulgarności,
wzajemnych pretensji wydają się pulsować tłumionym uczuciem, które ożywa pod
powierzchnią wypowiadanych słów, wymienianych spojrzeń, dotyków, czynów. Jest
miłość zakazana i nawet dobrze, inaczej Grzegorzewska szłaby w kierunku jakiejś
tandetnego romansu, a jak już pisałam słodko nie będzie, nie ma miejsca na
poprawność polityczną, schematy, sztampę i nudę. Trzeba być gotowym na
wszystko: piguły, dresiarzy, meneli, kazirodztwo, popkulturalną mieszankę
wybuchową. Nie ma się, co gorszyć. Autorka puszcza do nas oko, więc totalny
luz. Czyta się wybornie. Grzegorzewska jest bezpruderyjna i dzielnie wymachuje
słownym bejsbolem, układa pierwszorzędne dialogi, ale siłą każdej jej książki
są też wyraziste osobowości, nie ważne jak bardzo pokręcone i chore. Autorka
pochyla się nad każdym z bohaterów, często o ponurych i przerażających
skłonnościach. Prowokuje i przeraża. Nie zapominajmy, w tym słowno-mrocznym
nawale tekstu, że mamy do czynienia z kryminałem i to niezłych lotów. Świetna
intryga, która na końcu okazuje się być zupełnie, czymś innym niż początkowo
zakładaliśmy, a droga do rozwiązania będzie prowadzana pokręconym labiryntem,
pełnym zaskakujących twistów, wątków pobocznych. Grzegorzewska pompuje w swoje
książki niesamowitą energię i podkręca nią świat oparty na hiperbolach i
zniekształceniach.
Gaja Grzegorzewska „Betonowy
pałac”, Wydawnictwo Literackie Kraków 2014
2 komentarze
No i ja po prostu muszę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńO! Czyli, jeśli się nie mylę - kontynuacja Grobu?
OdpowiedzUsuń