Sztokholm, bez wyliczania ...
Kilka razy w
czasie trwania lektury zostanie czytelnikowi przypomniane, że to nie jest
zwykły przewodnik. I bardzo dobrze, że nie jest. Bo piękny tekst Tubylewicz, kipi
przestrzenią, której przecież w Szwecji nie brakuje, i obfituje nietuzinkowymi
wyborami, jakie pozowalają poznać prawdziwe oblicze Sztokholmu i jego duszę. Przy
czym jako Sztokholm nie należy rozumieć centrum, bo taka wąska definicja metropolii
ściele się często w umysłach wielu turystów, zakrzywiając prawdę. Tu chodzi o
puls, o peryferia, ukryte domki Hobbitów, o stulenią cukiernię, o ludzi.
Tubylewicz dociera z synem metrem do krańcowych stacji, autobusem na obrzeża,
rowerem do muzem wśród drzew, albo tramwajem wodnym na inną wyspę. To książka o
pewnej wrażliwości, szczególnym związku z miastem, który daleki jest od ideału
[oazy bezpieczeństwa]. To pozycja, która pobudzi czujność i wyostrzy zmysł
rozglądania się. Nie jest to również reportaż, a zapis osobisty.
Zwykle zanim odwiedzę
jakieś miejsce mam namalowany w głowie jego wyczekiwany obraz. Szwecja ogólnie
kojarzy mi się z tolerancją, egalitaryzmem, otwartością i przyjaznym stosunkiem
ludzi do siebie. Pociąga mnie chłodem, dystansem i prostotą rozwiązań oraz melodycznym
językiem. Taka moja utopia. Tymczasem Katarzyna Tubylewicz ten obrazek pomazała
tu i ówdzie czerwoną kredką. Pozamazywała, postwiła znaki zapytania,
wykrzykniki. I bardzo dobrze.
Oto książka - spacer. Nieco dalej od centrum, w miejscach nieoczywistych, obserwowanych przez zupełnie inne okulary. Najpierw Klara, dzielnica która ... nie istnieje. Później eksluzywne Södermalm –symbol zapatrzonej w siebie elity. Dalej bardziej hipsterskie miejsca, wśród eksluzywnych drewnianych willi, idealnych trawników. Huddinge, czyli szwedzki Brooklyn i snobistyczne Djursholm. I powtarzające się pytania: kim są Szwedzi? dlaczego są podzieleni? co o nich mówi adres zamieszkania? jak na nich wpływa lato? czy metro ma kierownika artystycznego? ile procent każdej inwestycji publicznej jest przekazywany na kulturę? Zwiedzanie Sztokholmu z Tubylewicz [i jej synem fotografem] jest nie lada gratką dla osób wrażliwych na przestrzeń miejską. Autorka pisze o mieście z punktu [tak ważnej] dla Szwedów przyrody: wody, szkierów, drzew, parków, wysp.
Przygladamy się fotografiom,
a autorka prowadzi ciekawe rozmowy o sytuacji jaka panuje w mieście [również po
zamachach], na jego obrzeżach, o mitycznej równości, o segregacji, o polskiej
kulturze na półwyspie, o szwedzkim dla mniejszości. W mojej głowie wciąż
pulsuje ciekawość, rozbudzona tymi wszystkimi kodami społecznymi, perspektywami
i zmysłami kulturowymi jakie pojawiają się w książce.
Katarzyna
Tubylewicz „Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą.”, Wielka Litera, Warszawa
2019
0 komentarze