Szwedzkie grzechy, Elisabeth Åsbrink „Made in Sweden. 60 słów które stworzyły naród”
Moje dziecko ostatnio rozgryza słowo stereotyp, trochę ją drażnią te
przypisane Polakom. Kiedy ona próbuje ogarnąć leksykę, ja sobie rozmyślam, jak
daleko mi jest do tego narodu, który [podobno] jest wiekszością, do tej polskości, którą chce się teraz uprawiać i promować. Jak zrozumieć
naród mój, sąsiada, ciocię, znajomego, ich słonności, kompleksy i strachy,
które są przerażające. Nie ma narodów idelanych, ale są niestety takie, kóre nie
potrafią spojrzeć na swoją historię obiektywnie, przyjąć na klatę zła, które
uczyniły i przestać trzymać się tak kruczowo tego wydumanego mesjanizmu i
martyrologii.
Dobry moment na książkę Elisabeth Åsbrink
„Made
in Sweden. 60 słów które stworzyły naród”, którą łykam, czytając o skazach narodu
powszechnie uznanego za idealny. To dobry kontrapunkt, tekst szczery [osobisty] i
mocujący się z „szwedzkością”. Ideały wszak nie istnieją, ale trendy tak, a
Skandynawia jest bardzo na czasie. Lagom, skandynawska prostota, Ibrahimović
w natarciu, idealne rozwiązania rodem z IKEA. Schludnie, prosto, biało i
przestrzennie, najlepiej gdzieś na łonie natury. Åsbrink kocha swój kraj, ale na szczęście ślepa nie jest. Nie ma
bowiem nic idelanego w sterylizowaniu prawie sześćdziesięciu czterech tysięcy
obywateli upośledzonych lub niedorozwiniętych, w przepuszczaniu przez swoje
terytorium transportów blisko siedmiuset tysięcy żołnierzy nazistowskich w
drodze do okupowanej Norwegii. Nie ma nic pięknego w antysemityzmie i Szwecji
dla Szwedów, „granicach między człowiekiem a człowiekiem”, albo w idei „przestrzeni
życiowej (Lebensraum) podłapanej przez
później przez Hitlera. Nic pociągającego w instytutach rasy i czystości, które
wychodziły spod skrzydeł szwedzkich socjaldemokratów. Neofaszyzm eksportowany
wprost z kraju, który promuje umiarkowanie i równowagę, które przytula
imigrantów. Po wojnie Szwedzi nie uderzyli sie w pierś, budowali spokojnie
społeczeństwo dobrobytu. Odzielili grubą kreską wojnę i życie po. „Rytuał
niewiedzy” jak nazywa to Åsbrink. A kogoś bawi brak niezawisłosci sądów i
kontroli legislacji? Uśmiechnąć się można przy historii o pijackim hymnie
Szwecji, albo zdejmowaniu butów przy wejściu do mnieszkania, co miało związek z
wejściem społeczeństwa na wyższy poziom – żadnego plucia na podłogę, żadnego
wnoszenia błota do domu. Można odkryć kim jest Svenne Banana albo duński dureń, w imię stereotypów.
Cytaty,
słowa, fragmenty tekstów, symbole popkultury inspirują pisarskie rozważania w
tej książce. Chronologicznie i szczerze, od Swinów do #metoo, od młota Thora do „Mostu nad Sundem”, ciekawy pomysł na
kreślenie historii Szwecji i jej mieszkańców. Nie jest to słownik, ani
przewodnik, a styl bardziej felietonowy pobudza do myślenia. Mnóstwo tu
ciekawostek, niewygodnych tematów, obalania mitów, ale zabrakło mi rozdziału i
... literaturze, niekoniecznie [tylko] tej kryminalnej.
Elisabeth Åsbrink
„Made in Sweden. 60 słów które stworzyły naród”, tł.
Natalia Kołaczek, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2019
1 komentarze
Ja Polski i Polaków niestety też nie rozumiem. Trochę się z tym już nawet pogodziłem ;)
OdpowiedzUsuń