PRZEDPREMIEROWO: Wrocławskie podróże w czasie Marty Kisiel


Długi weekend, dłużył się liczbą zwrotek zapełniających moją skrzynkę mailową. „Jestem poza biurem. Wracam 7 maja. Nie mam dostępu do poczty. Odpowiem po powrocie”. I jeszcze to słońce za oknem. Lilka krążyła z bandą podobnych jej pszczółek wśród pobliskich ogrodów, a Marcin po raz szósty przeżywał śmierć Wiedźmina. I tak między budżetem, kolejną tacą owoców dla dzieci, a ghulami, znalazłam się we Wrocławiu razem z Martą Kisiel. I świetnie się złożyło, bo czasem mam potrzebę, zobaczenia czegoś więcej poza tym, co oferuje zgrzebna rzeczywistość. Myślę tutaj o sferze poza starówkami, blokowiskami oraz miejscami zlotów foodtrucków, o przestrzeni, która zgrabnie potrafi ukryć się przed okiem wszechobecnych kamer monitoringu.
Marta Kisiel, zwana również ałtorką, rozpieszczała mnie do tej pory swoim poczuciem humoru i popkulturowym zacięciem. „Nomen Omen był tylko preludium do wspaniałych wrocławskich peregrynacji. W najnowszej powieści, Kisiel znajduje świetny sposób na wyjście poza konwencję urban fantasy i dokłada elementy kryminału oraz powieści historycznej. Trupy wypływają na Dolnym Śląsku!
Rozpoczynające lekturę, dość szybko wsiąknęłam w kreowany świat, nie było, tak dla mnie tradycyjnie potrzebnej, czytelniczej rozbiegówki. Głównymi bohaterkami powieści uczyniono trzy kobiety z rodziny Stern, kierujące się w życiu niestepującymi żelaznymi zasadami: nie pozostawiać mieszkania pustego, nikogo nie wpuszczać do środka, nie wspominać, co stało się z pewną parą. Każda z kobiet obdarzona została wyjątkową nerwicą: ciotka Klara, lekko upiorna, namiętnie kontrolowała, Eleonora trzymała się codziennej i kolorystycznej rutyny i Dżusi, Dżusi żyła jak tornado. To pozy obronne, bowiem od lat towarzyszyła im pewna tajemnica. W mieszkaniu niczym w twierdzy, pokoje były pozamykane, z surowym zakazem wstępu, pełno wszędzie pudeł, fiszek i przepełnionych regałów. Pewnego dnia do mieszkania wpuszczono tajemniczego Ramzesa, bardzo groźnego „człowieka”, co zainicjowało lawinę zdarzeń, a Wrocław został poddany endoskopii, również w czasie. Pojawiły się strzygonie, psychopomy oraz tajemniczy zegarmistrz Gerd. Wszystko, aby rozwikłać zagadkę śmierci i skarbu sprzed lat. Na powierzchnię oprócz trupów, wypłyną też rodzinne zaszłości i postacie, których imion lepiej nie wypowiadać.
Choć proza Kisiel dzieli czytelników, niektórzy zarzucają jej grafomanię, ja zawsze chętnie po nią sięgam, a najnowsza produkcja jest wyjątkowo dobrze zbudowana i przemyślana. Nie ma w niej przypadkowych bohaterów, wątków, wodą zapisanych stron, są zabawne dialogi, obrazowe opisy, przejmujące ciekawostki. Sama koncepcja czasu, daleka od newtonowskiego pudełka, bliższa heraklitowskiej rzece, pozwala bohaterom (a wraz z nimi, czytelnikowi) nurzać się w odmętach przeszłości, schodząc tam, gdzie najmroczniej. To cudownie lekka, zabawna i intrygująca książka. Moim zdaniem najlepsza jaka wyszła spod pióra Kisiel.

Marta Kisiel „Toń”, Wydawnictwo Uroboros, Warszawa 2017








Za książkę dziekuję Grupie Wydawniczej Foksal





You May Also Like

1 komentarze

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)