„Czasem jadę na grzybkach, czasem jadę na kwasie”
Czego można spodziewać się po postmodernistycznej opowieści? Totalnej jazdy,
to pewne. Na czym jechałam tym razem? Ciężko jednoznacznie orzec. Cokolwiek
zostało mi zaaplikowane w czasie tej lektury, biorę po raz drugi! Dwa
opowiadania i nowelka składają się na zbiór Wiktora Pielewina „Napój anansowy dla pięknej damy”.
Enigmatyczny tytuł, niczym barokowy sonet. Bez najmilejszych trudności
rozszyfrowaliby go Majakowski i Aleksander Błok - „wodę anansową” można znaleźć w utworze tego pierwszego, symbolizuje
burżuazyjny zły gust; zaś urodziwa kobieta to pomysł drugiego – tu jako
metafora wyidealizowanej miłości. I co ma piernik do wiatraka, albo jak to
połączyć w powieść? Pióro tak wytrawnego mistyfikatora jakim jest Pielewin potrafi
wiele, jeśli nie wszystko. Autor jest jednym z najpoczytniejszych twórców nowej
prozy rosyjskiej i bez wątpienia mistrzem postmodernistycznych chwytów. Próżno
go szukać w telewizji, na książkowych promocjach, ukrywa się przed światem (?)
nie istnieje (?). Plotka głosi, że jego książkami zaczytuje się premier Dmitrij
Miedwiediew (?).
Wiktor Pielewin |
Przedstawienie rozpoczyna nowela „Operacja
Burning Bush”. Oto poznajemy
niejakiego Siemiona Lewitana z Odessy, posiadacza nadzwyczaj radiowego,
głębokiego i hipnotyzującego głosu. Ogólnie zupełnie przeciętny człowiek.
Podejmuje studia w moskiewskiej szkole języków obcych, zostaje nauczycielem i
prowadzi nudne życie, aż pewnego dnia zostaje uprowadzony przez FSB i wplątany
w iście szpiegowską aferę. Przymuszony przez służby specjalne, tak zwaną
delikatną sugestią możliwej utraty życia pod kołami „przypadkowo”
nadjeżdżającego samochodu, bierze udział w supertajnej operacji. Cel: George
Bush. Plan: za pomocą wstawionych prezydentowi i Siemionowi specjalnych plomb,
które są tak naprawdę radiostacjami, Lewitan ma rozmawiać z Bushem, wcielając
się w samego Pana Boga. Z pomocą choru aniołów, w tej roli dzieci prominentnych
rosyjskich dyplomatów, wyciąga Numeru Jeden w USA informacje oraz prowadzi
pranie prezydenckiego mózgu. „Dżordżajaszu!”
nawołuje w czasie transów wspomaganych narkotycznymi mieszankami. Choć pomysł
wydaje się nowatorski, wcale takim nie jest i wiadomo o tym już od czasów
Stalina. Służby wywiadowcze różnych krajów zawsze prześcigały się przecież w
pomysłowości. Będzie groźnie, ale ponad wszystko zabawnie i inteligentnie. Gra
przeciwstawieniami, skojarzeniami wychodzi Pielewinowi mistrzowsko.
Drugie opowiadanie nosi tytuł „Kody
przeciwlotnicze Al-Efesbiego”. Zachwyci was fabuła. Sawielija Skotienkow,
rosyjski agent, jako mudżahediński bojownik walczy z amerykańska inwazją przy
pomocy … patyka, którym kreśli na piasku inwektywy skierowane w Amerykanów. Wymyśla
memy, jest autorem określenia „prawosławna
gospodarka” i „reguły prawej dłoni”,
„zgodnie z którą ostatecznym rezultatem
każdej liberalnej reformy gospodarczej w Rosji jest pojawienie się w Londynie
kolejnego multimiliardera Żyda”. Totalny odjazd.
Druga cześć zbioru „Mechanizmy i
Bogowie” jakby uspokajała atmosferę. Ale to tylko pozory. Trzy opowiadania w
niej zawarte, przynoszą powiew dalekowschodnich inspiracji. Konik i pasja
pisarza. Medytacje i kontemplacje własnego cienia przenoszą nas w różne
miejsca. „Weterynaryjny odlot” i duchowe
wycieczki na skraj świadomości.
Pielewin wciąga czytelnika w świat fantastyki, humoru, groteski i ironii.
Pisze świetną satyrę polityczną z elementami oniryzmu, rysując obraz Rosji na tle
całego świata, dotkniętego manią i pragnieniem władzy. A jest to władza
utożsamiana z boską i uzurpująca sobie wszelkie związane z tym prawa: wszechobecność
i patrolowanie świata, wszechwiedza, nieskończona natura. Bogów i bożków nam
wszakże współcześnie nie brakuje, tak jak samozwańczych zbawicieli, mesjaszów i
merów. Pielewin konstatuje, że przymiotnik „boski”
przybiera nowy odcień, mniej pozytywny, bez aury miłosierdzia i dobroci, wzbudzając
częściej negatywne skojarzenia: groźbę i strachu. To groźne. Nie jest to powieść
antyrosyjska, obrywa się tu bez wyjątku każdemu możnemu tego świata. Pielewin wyśmiewa
wszystkich, wkłada do jednego kotła i miesza, co daje prowokacyjną pożywkę. Do
tego bezbłędnie punktuje otaczającą nas rzeczywistość, będąca dziś mieszanką
polityki i krzykliwej popkultury. Oto mamy wojnę z terroryzmem, WikiLeaks, specsłużby,
Ophrę Winfrey, Miedwieputa, Eminema, Borgesa, Orwella, foreks, Google, drony ...
pokaźne spectrum, uwypuklające fakt, jak bardzo nasza rzeczywistość jest złożona,
a jednocześnie arytmiczna i chaotyczna.
Powieść
postmodernistyczna to eksperyment, który narodził się gdzieś na przełomie lat
50 i 60tych, na gruncie prozy angloamerykańskiej. Proust, Joyce, Faulkner.
Kontestacja będąca pokłosiem społecznych buntów, niosąca w sobie absurd, który jest świetnym sposobem na pokazanie mętliku,
w którym żyjemy. Już Bułhakow sięgał po groteskę i fantastykę, żeby wypowiedzieć
się na temat rzeczy ważnych. Pielewin idzie o krok dalej obnaża i krzyczy „król jest nagi” i pełen hipokryzji, bez względu
na to na jakim tronie zasiada.
0 komentarze