Stan zdumienia
„Przenikaliśmy wciąż głębiej i głębiej w jądro ciemności.”
Joseph Conrad „Jądro
ciemności”
Kolejna książka w
ostatnim czasie, której okładka kompletnie mnie zmyliła. Byłam pewna, że to następna
odsłona chick-lit, w której tytułowy
„Stan zdumienia” będzie dotyczył jakiejś
miłostki, romantycznych bla bla bla, albo przemiany brzydkiego kaczątka w łabędzia.
Niemniej groźnie brzmiało przyrównanie tej pozycji, przez tygodnik Time, do „Jądra ciemności” Conrada, chwytów marketingowych tego typu nie łykam. Taka
mieszanka odczuć na początku: sceptycyzmu i wątpliwości, przerażała mnie. Ann
Patchett to ceniona amerykańska pisarka, związana z „The New York Times”, „The
Washington Post”, ale także “Vogue”
i “Elle”. Autorka sześciu poczytnych powieści.
Czy będzie w stanie rozwiać moje uprzedzenia?
Marina Singh ma
czterdzieści dwa lata. Dziewiętnaście lat starszego … właściwie kochanka, Pana
Fox’a. Ich związek utrzymywany jest w tajemnicy, „dla dobra” relacji przełożony
- przełożona. Oboje pracują dla koncernu farmaceutycznego Vogel. Marina miała
być ginekologiem, ale na drodze jej kariery stanęła charyzmatyczna doktor Annick
Swenson. Po kilkunasty latach drogi obu pań krzyżują się ponownie, choć w zupełnie
innych okolicznościach, kiedy to śnieżne bezkresy Minnesoty i sterylne
laboratoria, przyjdzie zamienić na wilgoć, ściany roślinności i upał Amazońskiej
Puszczy. Jeden list, a właściwie błękitny aeogram o ograniczonej treści,
przerywa tą ciszę, zwiastuje śmierć Andersa Eckmana i staje się biletem do Manaus.
Ciało Andersa zostało pochowane w dalekiej Brazylii, gdzieś w gąszczu puszczy.
Dlaczego? Gdzie? Śmierć dość zagadkowa, która przynosi jednak nadzieję. Paradoks
prawda? Aerogram nie daje żadnych odpowiedzi, podsyca pytania. Korporacja
zainwestowała w Brazylii spore pieniądze w budowę nowoczesnej jednostki
badawczej. Poszukują cudownego leku na kobiecą płodność, ale słuch po nadzorującej
prace doktor Swenson zaginął. To ona wybiera z kim się kontaktuje, kiedy i po
co. Nie odpowiada na listy, maile, jej telefon pozostaje głuchy. Prowadzi
badania wśród plemienia Lakaszi, próbując znaleźć odpowiedź dlaczego kobiety z
tego plemienia mogą rodzić zdrowe dzieci, aż do sędziwego wieku. Tajemnica
wiecznej płodności – dla jednych epokowe odkrycie, dla innych ogromne zyski. Jeszcze
jedne kamyczek do ogródka dającego wieczną młodość, życie. Marina musi tam
pojechać, wbrew sobie, wbrew logice, ale za to z poczucia obowiązku. Musi nie
tyle odnaleźć doktor Swenson, co raczej odpowiedzi na pytania przyniesione w
niebieskim aerogramie, który w swej lakoniczności przyniósł nadzieję pewnym
osobom. Nie będę zdradzać treści, pozwolę wam wyruszyć w tą podróż z całą mieszanką
uczuć jaka towarzyszyła i mnie.
To wyjątkowa proza,
bardzo elegancka i nobliwa, rzadko używany przymiotniki, bo i nieczęsto spotykamy
się współcześnie z takim pisaniem. To takie męskie pisanie. Patchett buduje
dystans i nasyca zdania chłodem, co w połączeniu z jątrzącymi, odważnymi pytaniami
i emocjami bohaterów, jest złowieszcze. Oto plemię Lakaszi, żyjące w absolutnej
symbiozie z naturą, skromnie i według własnych wzorców, staje oko w oko ze
światem zachodnim, tak zwanym cywilizowanym. To, co mnie uderzyło to wszechobecne
pytanie o granice - ludzkiej działalności, ingerencji w porządek naturalny. Ba,
czy ten w ogóle jeszcze istnieje, czy nie stał się porządkiem człowieczym? Czym
jest postęp? Czy warto rodzić aż do śmierci? Czy nauka zna granice? Powinna je
mieć? Jak zbalansować potrzebę walki o życie i zdrowie ludzkie? Niepokojąco, bo
w wygodnym fotelu, z apteką za rogiem, nie myślimy o tym zupełnie, a odpowiedź
wydaje się jednoznaczna. Pogrążeni w naszej eurpejskości, odbieramy wiele spraw zerojedynkowo. „(…) czy
postanowi pani zakłócić porządek otaczającego świata, czy może pozwolić mu trwać
jakby nigdy się pani nie zjawiła.”
Postacie stworzone
przez Patchett są wyraziste, niejednoznaczne, otoczone aurą tajemniczości,
która podkopuje wszystkie nasuwające się czytelnikowi odpowiedzi i osądy. Poznajemy
szczegóły przeszłości bohaterów, ale stopniowo. Napięcie i zdezorientowanie, aż
do granic, oto, co czułam. Ten cały relatywizm moralny i wszechobecna wątpliwości,
powodowały u mnie niezwykłe emocje. Czy faktycznie znalazłam tu kobiecą wersję „Jądra ciemności”? Poniekąd. Egzotyczna,
mroczna i niebezpieczna sceneria oraz zło upostaciowane jako człowiek zachodu penetrujący
wszelkie możliwe zakamarki i tajemnice świata, to pierwszy wspólny mianownik.
Drugi to moralne wątpliwości obecne w obu książkach. "Stan zdumienia" można czytać jak książkę podróżniczą z wątkiem kryminalnym, ale także traktat egzystncjalny. Emocjonalnie to ciężki kaliber, zupełnie pozbawiony naiwności i strachu. Pierwsza liga prozy
kobiecej.
Ann Patchett „Stan zdumienia”, Wydawnictwo Znak Litera
Nova, Kraków 2012
0 komentarze