O fochach, organicznych kozich serach i więzieniu
Tytuł
jest naprawdę fascynujący, to jakby Monty Python i Orwell razem
napisali książkę. Dosłownie. Przeczytajcie go sobie na głos.
Uśmiechacie się, ale po plecach idą ciarki?
Bardzo
lubię książki Hoomana
Majda, za świeżość, za próbę spojrzenia na szatański kraj z
perspektywy zwykłego człowieka, za
wyjaśnianie niezrozumiałego.
Nie jest to do końca perspektywa obiektywna, a do tego dość
wygodna. Autor jest znanym dziennikarzem, synem dyplomaty rządu
szacha,
wnukiem ulema
Mohammada
Kazema Assara,
tłumaczem Ahmadineżada w
ONZ.
Wyjechał z Iranu wraz z rodzicami jako malutki
dzieciak i od tego czasu mieszka na Zachodzie. Podkreśla to,
że jest stuprocentowym
Amerykaninem
i
jednocześnie stuprocentowym Irańczykiem w wersji West
Coast.
To akurat typowo perskie stwierdzenie, znaczy absurdalne.
http://www.kinonh.pl/ |
Majd
tłumaczy
zawiłości irańskiej mentalności
pozwala zrozumieć
mieszkańców, deszyfrować
zachowania
polityków.
Pokazuje, że Szatan choć szczerzy kły i gra w atomowe szachy, ma
nałożony dość gruby makijaż, stroi miny i fochy. Nie, to nie
jest udawany reżim, represje i strach towarzyszą ludziom na co
dzień, ale okazuje się, że można je obchodzić, stosować uniki,
a nawet pokazać środkowy palec władzy. To
państwo zagadka.
Bodźcem
do napisania te książki stał się mały Chasz, syn
autora, oraz
chęć pokazania kraju urodzenia amerykańskiej rodzinie.
Plan
rocznego pobytu w Iranie, spotkał się z ostrym sprzeciwem ze strony
krewnych (także tych irańskich). A jednak polecieli,
z naręczem walizek, z delikatnym optymizmem i ze strachem, głównie
w głowie Hoomana.
Czytając poprzednie książki Majda, miałam
wrażenie, że są bardzo osobiste. Ta potęguje to wrażenie ze
zdwojoną siłą. Przy całej krytyce rządów Ajatollahów oraz
amerykańskiej perspektywie, wyczuwało się głęboki sentyment do
rodzinnego kraju, do codziennego życia, do ludzi, skądinąd
bardzo przyjaźnie
nastawionych. I
to przybliżanie dwóch skrajnie różnych cywilizacji, które w
sumie więcej łączy niż dzieli, chyba tylko ten foch.
ALE.
Autor
choć
opisuje Iran
z uczuciem i
zrozumieniem,
czyni to z lekko
uprzywilejowanej pozycji „turysty”. Wpada sobie na rok, wiele
rzeczy
usprawiedliwia,
nie jest szarym ludkiem, ma plecy, znajomości,
ma
pieniądze.
Tak
musi lawirować, a nawet kłamać, aby żyć w miarę normalnie, ale
ma perspektywę wyjazdu.
https://pl.pinterest.com/pin/462322717969824180/ |
W
tej książce
patrzymy na Teheran oczami Irańczyków,
polityka staje się
jedynie tłem
(o ile to możliwe).
Otrzymujemy zapis kolejnych paradoksów.
Po pierwsze Irańczyk
zawsze widzi siebie
inaczej niż
jego otoczenie
(głównie
obcokrajowcy). Irańczyk
to Pers, nie Arab, Arab to ktoś
gorszy.
Kompleksy.
Po
drugie, dzieci są
uwielbiane, ale już
nie przez szalejących
po drogach kierowców
– przejdź
przez ulicę
i zachowaj życie.
Rodzina jest ceniona ponad wszytko, a staruszkowie szanowani. To
przywilej opiekować
się
nimi. Po trzecie, lubi się
tam przesadę,
wylewność
w mówieniu,
w okazywaniu uczuć
i we wszechobecnych papierach i pozwoleniach, czytaj:
megabiurokracja.
Po czwarte,
rozdarcie między
nowoczesnością,
a tradycją.
Internet istnieje, choć
oficjalnie jest kontrolowany przez państwo.
Większość stron blokowana, w tym
społecznościówki,
ale
wszyscy ich używają
-
nawet Najwyższy
ma profil na TT, z którego
bardzo chętnie
korzysta (sama go śledzę!).
Nielogiczności
haram
i halal.
A na dodatek jarzmo męczeństwa, wiszące jak miecz Damoklesa!
Kraj
sprzeczności
i paradoksów,
a do tego dąsy!
Tak, strzelanie zwykłych
fochów,
to irańska
cecha narodowa i nie mówimy
tylko o płaszczyźnie
zwykłych
ludzi. Wyobraźcie
sobie ze stosunki irańsko-amerykańskie
też
podlegają
fochom z powodu urażonej
dumy. Czy Irańczycy
kochają
swój
kraj? Niektórzy
tylko na odległość,
inni opuszczają go w co drugim zdaniu, od lat. Kraj zagadka.
Hooman
Majd „Ministerstwo
przewodnictwa uprasza o niepozostawianie w kraju”,
Wydawnictwo Karater, Kraków 2015
0 komentarze