Jak Audrey Hepburn i mała czarna zmieniały Hollywood
Truman
Capote sprzedał prawa do ekranizacji „Śniadanie Tiffany'ego” za
65 tys dolarów i pluł sobie potem w brodę. Nie ze względu na
marną kasę, ale dlatego, że powstały film był daleki od jego
wyobrażeń. Capote nie pochwalał wyboru Hepburn, bo w roli Holly
widział Marilyn Monroe. Nie pochwalał romantycznego i ckliwego
zakończenia, a po premierze przyznał się bez ogródek do torsji
jakie miał na widok tej komedii. Chciał gorzkości swojej
celulozowej historii, nie słodkiej walentynki.
"Śniadanie u Tiffany'ego" |
Tymczasem
twórcy natrudzili się niemało. Musieli znaleźć reżysera,
musieli przekonać Hepburn, aby dla odmiany zagrała dziwkę, nie
księżniczkę. Blake Edwards błagał na kolanach wytwórnię, aby
nie obsadzała George'a Pepparda w roli Paul'a. Trzeba było zaprosić
dziesiątki kotów na casting i obsadzić co najmniej kilka
identycznych w roli Kota. O mało co nie wyrzucono na śmietnik
oskarowego „Moon River”, a trzynastominutową scenę
slapstickowej imprezy kręcono tydzień.
Książka
Sama Wassona „Piąta Aleja, piąta rano” opowiada o kulisach
powstania kultowego filmu z Audrey Hepburn w roli głównej. Ta
historia choć sama w sobie ciekawa, najeżona anegdotami, cytatami,
historyjkami z planu, napędza drugą: o zmianach, o tym co film ten
zapowiadał i przełamywał, o końcu pewnej ery w Hollywood. Żeby
uzmysłowić sobie jakie piruety musiało odstawiać studio Paramount
Pictures', aby ekranizacja doszła do skutku, trzeba przenieść się
do lat 60-tych ubiegłego wieku i zrozumieć jak amerykański
przemysł filmowy funkcjonował pod anielską i cnotliwą maską z
uśmiechem Doris Day. Tu właśnie pojawiał się problem z tekstem
Capote, bo ten opowiadał o prostytutce i to ekscentrycznej i pełnej
dezynwoltury, totalnie nieskrępowanej. Dodatkowo autor opisywał (i
zdaje się przyklaskiwał) kradzieży, narratorem był gejem,
ukochany głównej bohaterki, utrzymankiem innej. Amerykańska
cenzura nie mogła tego znieść, groziła palcem, wykreślała i
wycinała. Przed scenarzystą Georgem Axelrodem stanęło niemałe
wyzwanie, bo jak przemycić treści i podteksty? Jak nazwać seks
seksem i pozwolić dwóm obcym sobie ludziom spać w jednym łóżko.
Link |
1 komentarze
Audrey ikona stylu i cudowna empatyczna osoba, chyba warto sięgnąć po tą książkę :)
OdpowiedzUsuń