Pasja n.p.m.
Nawet kiedy jest
to sezon, tak zwany „normalny”, oddech staje się zachłanny, tlenu nie ma zbyt
dużo. Czerwone krwinki napierają. Wokoło biało. Groźna grań. Szczyt. Lodowa skorupa
i kaleczące ją raki. W dole przepaść. Na szczycie pozostaje się około piętnastu
minut, choć wejście zajęło godziny, ale radość jest bezgraniczna Idziesz sam,
choć z przyjaciółmi, kumplami, a większość czasu walczysz ze swoimi
słabościami. Sam. Góry nie znają litości, nie trzymają się sztywno prognoz
pogody, potrafią zaskoczyć w ciągu sekundy i zabić. Simone Moro ma dużo pokory.
Mimo tego, że wspina się od trzynastego roku życia i zdobył trzy
ośmiotysięczniki … zimą, czuje respekt, nie szarżuje, nie ściga się. Inspiracją
do rozpoczęcia zimowych wypraw była polska szkoła himalaizmu - Kukuczka,
Wielicki i Berbeka. Moro to człowiek z pasją, tak silną, że stała się ona częścią
życia, czy sposobem na nie? Po przeczytaniu tej książki do końca nie mogę tego
stwierdzić. Moro ciągle się uczy, wciąż wiele przed nim, poza górami ma rodzinę,
trenuje pływaków, jest bibliotekarzem, ratownikiem.
Simone Moro zbliża się do wierzchołka Makalu (fot. Denis Urubko) |
„To jest prawdziwa przyczyna, dla której kocham wspinanie zima, nowe drogi,
trawersowanie i zdobywanie gór. Czuje, ze celem takie formy alpinizmu nie jest
sukces, rekord i performance, ale poszukiwanie elementu eksploracji i przygody,
czyli tego, co sprawiło, że się zakochałem i stałem szczęśliwy. Od miłości nie
wymaga się uzasadnieniem, zakochani nie działają z rozsądku. W grę wchodzi
silne i irracjonalne impulsy.”
Gaszerbrum II 8035m, www.zdobywcygor.pl |
Książkę „Zew lodu” napisał w czasie próby zimowego
zdobycia Nanga Parbat w roku 2012. Próby dwunastej. Uff, nie wiem czy miałabym
siłę na tyle i na jeszcze. Zapiski z tego wejścia są niewielkie, raptem kilka zdań
kończy każdy z rozdziałów, podsumowania kolejnych dni i plany na następne. Książka
skupia się jednak na wcześniejszych wejściach, na śmierci przyjaciela Anatolija
Bukriejewa, która była mocnym ciosem. Moro opisuje wejścia na Sziszapangmę,
Broad Peak, Makalau, Gaszerbrum II, gdzie uniknął zmycia przez lawinę. Expressowe
zdobycie Mount Everest w 48 godzin i Lhotse, który poddał, aby ratować
brytyjskiego himalaistę. Nie wchodzi tylko na znane szczyty, modne, ale wybiera
inne z powodu ich piękna i oporu, jaki stawiają, mimo relatywnie niewielkiego
rozmiaru. To, co w tej książce wybija się na pierwszy plan to absolutna pokora
wobec gór oraz szacunek dla każdego człowieka. Zupełny brak chęci rywalizacji i
skupianie się na własnych możliwościach, odpowiedzialność za zespól. Nie każde
wejście kończy się sukcesem, nie każde kończy się na szczycie, ale to przecież
próba się liczy, dlatego warto zapuszczać się na skute lodem trasy ryzykując
życie. Zresztą w tej książce nie chodzi o przekonywanie czytelnika to tego, czemu
warto akurat uprawiać alpinizm zimowy, to po prostu opis pasji, ze wszystkimi
jej pięknymi i mrocznymi stronami.
Simone Moro „Zew lodu”, Wydawnictwo Agora, Warszawa
2015
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Agora
2 komentarze
Podziwiam takich ludzi.
OdpowiedzUsuńO widzisz, tę książkę chcę przeczytać, choćby żeby porównać ze wspomnieniami naszych himalaistów. Swoją drogą to ciekawe, że i bibliotekarz może mieć taką pasję ;)
OdpowiedzUsuń