Aha, yhy, hmm…, czyli kilka jęków o „BookUpie!”
Przyznaję, że ucieszyła mnie zapowiedź nowego magazynu o książkach
i kulturze. „BookUP!” to dziecko
Woblinku (sklep z e-bookami) i portalu Lubimy Czytać. Darmowy. Ładnie przygotowany
graficznie. Połączenie turkusowego i pomarańczowego na okładce jest bardzo
nowoczesne, optymistyczne i energetyczne. Mówią, że „pobudzają do czytania”. To
zaglądam do środka.
Nowości, czternaście stron. Naciskam „pg dn” i naciskam, i naciskam. Jest Dan
Brown, Paul Theroux (znowu w pociągu), mignął mi Peter Hessler, Masłowska, Varga. Kwietniowe, świeżutkie i cieplutkie jak bułeczki.
Mieszanka różnych rejestrów, styli i gatunków, w zasadzie dla każdego coś
dobrego. Czytam, co o każdej z nich ma do powiedzenia wydawca pisma, chyba niewiele,
bo skopiował notki wydawnicze. Każdy tytuł z pieczątką lubimycztytac.com i
linkiem do wersji e-bookowej. Jak w gazetce reklamowej TCHIBO!
Dalej znajduję mini wywiad z pisarzem fantasy Joe
Abercrombie (stronica); recenzje czterech książek, także w pigułce; dłuższy materiał
o „Szczygle” Donny Tartt; kolejny
wywiad tym razem z Reginą Brett (cztery strony); coś dla wielbicieli Terry’ego
Prachetta (jakby dossier); jednostronicowa reklama „Przedwiośnia” Żeromskiego (kompletna zmyłka, skąd tak nagle ta książka,
akcja marketingowa nowego e-booka?) i na deser „Top 10 miesiąca – najpopularniejsze e-książki marca 2015”. Na sam
koniec rabaty do e-sklepów, recenzja filmu „Dzika droga”, majowe wydarzenia i
ankieta.
Pierwsze skojarzenie? Gazeta shoppingowa, z
tą różnicą, że tam mamy wielu producentów, a tu jednego: sponsora całej tej
zabawy. I to już nie jest fajne. Woblink mógł po prostu zaoferować swoją własną
„gazetkę”, jako narzędzie marketingowe, a nie kryć się za szyldem MAGAZYNU o książkach.
Bez sensu i po co? Nic tak naprawdę nie zatrzymuje na dłużej, nie zaciekawia. Prześlizgnięto
się po kilku tematach, książkach, pisarzach i opatrzono je linkiem do sklepu,
zapakowano ciekawie graficznie. Nie tego oczekiwałam. Szkoda.
10 komentarze
Spodziewałam się czegoś lepszego! Gdyby nie to, że już pobrałam i czeka na czytniku to bym wcale się za niego nie ruszała. Ale fakt, za mało informacji, by nazwać to magazynem o książkach. Może się rozwiną w drugim numerze. Ale... pierwsze wrażenie zawsze jest ważne i często bazując na nim sięgamy albo nie, po następne rzeczy/części/numery itp.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy będzie w ogóle kolejny numer...
UsuńStrasznie nie lubię takich publikacji. Jedna wielka reklama i wrzucone może 3-4 strony wywiadu z jakimś topowym pisarzem, "żeby było, że my tu o kulturze...". Coś jak gazetki empiku. Dziadostwo.
OdpowiedzUsuńI dlatego zdecydowanie wolę wydać niecałe 9 zł na Magazyn Książki, w którym jest sporo do poczytania (http://www.publio.pl/ksiazki,p114583.html)
OdpowiedzUsuńCena nie musi iść w parze z jakością. Pamiętam darmowy "Archipelag", który prezentował wysoki poziom a r t y k u ł ó w.
UsuńWczoraj w komentarzu na jednej ze stron również porównałam "BookUp" do gazetki empikowej, więc coś w tym jest. Ja również nie podejrzewałam, że zamiast zapowiadanego magazynu o książkach otrzymam elektroniczną siostrę Empikowego "Tomu Kultury", choć po czasie dochodzę do wniosku, że można się było tego spodziewać skoro nie redaguje jej niezależna redakcja lecz Woblink wespół z Lubimy Czytać (które związane jest zarówno z Woblinkiem, jak i Znakiem).
OdpowiedzUsuńTo już nie pierwszy głos rozczarowania - od twórców magazynu zależy co z tym zrobią: otworzą się na Literaturę rezygnując z zawoalowanego promowania swoich produktów, czy zwiną żagle...
Przejrzałam z rosnącym znudzeniem na twarzy. Żaden to magazyn o książkach, ale - masz rację - gazetka reklamowa. Szkoda. Po prostu szkoda.
OdpowiedzUsuńMnie nie cieszy nic, co jest dzieckiem LC. LC to dla mnie synonim badziewia.
OdpowiedzUsuńCzytałam. Widziałam. I wypadło to słabo, bardzo słabo.
OdpowiedzUsuńDostałam w postaci e-booka to, co tak naprawdę już wiedziałam. Skopiowane i wcale nie świeże 'njusy' z Lubimy Czytać i stron wydawnictw.
Ciekawe, czy będzie drugie podejście?
Usuń