Nieudane reinkarnacje i złe „Reputacje”
Zapowiedzi
wielu wydawców oraz ich speców od marketingu, o kolejnej
reinkarnacji Garcii Márqueza,
to póki, co zwykłe kłamstwa, choć bardzo filuterne. Metkę
sukcesora przylepia się zwykle komuś z nagrodą, wywodzącemu się
oczywiście z latynoamerykańskiej rodziny, asystentowi,
wychowankowi, pomocnikowi mistrza i jeszcze namaszczonemu na przykład
przez Llosę. Całe to zamieszanie z Marquezem wskazuje na
nieznajomość realiów literackich tamtych rejonów, gdzie chce się uciec od konwencji realizmu magicznego i przyjść z
czymś nowym. A czytelnik europejski nadal oczekuje wzniosłości
żywiołowych kolorów,
zaskakujących smaków i wibrujących emocji. Oczekuje?
Przeczytałam
książkę kolejnego pretendenta do tronu - Juana
Gabriela Vásqueza,
„Reputacje”. Główny bohater powieści, Javier Mallarino,
karykaturzysta i satyryczny komentator życia politycznego Kolumbii,
obchodzi właśnie czterdziestolecie pracy. Doczekał się własnej
karykatury na znaczku pocztowym, strzelił mowę, w której wyłożył
podstawowe wartości jakimi kieruje się w pracy. Zawodowo osiągnął
wszystko. Triumfował, a nic bardziej go nie uskrzydlało niż sukces
i uznanie. Zamieszkał poza miastem, bez komputera, za to ze stosem
papierowych gazet i swoimi życiowymi, sztywnymi zasadami, stawiając
na moralny absolutyzm i na spokój ducha. Człowiek groteska. Jego
życie wydało mi się … świetnie wykrochmaloną koszulą,
szeregiem skrupulatnie zaplanowanych czynności, przyzwyczajeń,
inspirujących sentencji. Biurko, and nim karykatura mistrza Ricardo
Redona, żeby nie zapomnieć co życiu najważniejsze – miód i
ostrze. Jak w sterylnym pomieszczeniu bez klamek, stworzonym dla
człowieka pysznego i święcie przekonanego, że żyje dobrze … ze
sobą. I my w to od początku wchodzimy, zadowoleni, nie podejrzewamy
niczego. Pojawiają się pierwsze pogróżki, wszak polityk żyje,
gdy się o nim mówi, gdy się go rysuje również. Javier, w
przeciwieństwie swojej małżonki, nie boi się anonimów, woli
podziw, chełpi się swoją nieugiętością - szczerość w czasach
przemocy. Triumf i szczęście, a po czterdziestu latach koronacja
buntu.
Pewnego
dnia pojawiała się tajemnicza blogerka, Samanta Leal, rozsiadała
się brutalnie na tym cudownie wykrochmalonym ubranku. Się
pogniotło, a może tylko zmarszczyło? Dziewczyna to była koleżanka jego córki z dzieciństwa i przywołuje pewne
zdarzenie, które miało miejsce lata świetne temu, którego ona nie
pamięta i które, jak się okaże zostało mętnie zapamięta przez
wielu. Pewnego wieczora dwie małe dziewczynki straciły przytomność,
spiwszy resztki alkoholu z kieliszków, a potem pewien senator
wyskoczył przez okno.
„Kiepską
masz pamięć, jeżeli działa tylko wstecz.” - mówi Królowa
do Alicji, a Vásqueza
chętnie ją cytuje, pisząc powieść o tym czym jest nasza pamięć
i niepamięć i jak obie płataj figle. Temat ciekawy, można by
pójść drogą rozważań o wolności słowa, albo artystycznej
wiarygodności w zderzeniu z pragnieniem uznania. W Kolumbii tyle się
działo politycznie, militarnie, gangstersku, a tu ani słowa. I co
tu dużo pisać to zła książka była, a czytało się ja bardzo
dobrze. Zła, bo pourywana; zła, bo wątki pogubione,
nieumotywowane, do tego dziwnie płaskie dialogi. Próbowałam
zrozumieć to jako grę i igraszki z czytelnikiem, ale to żadne tam
nieokreśloności, to brak sensu. Zaskoczę was czymś jeszcze: nie
ma w tej książce grama realizmu magicznego, ale to jakby jasne było
od początku.
Juan Gabriel Vásquez,
„Reputacje”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015
2 komentarze
o myślałam trochę inaczej o tej książce...
OdpowiedzUsuńjak?
Usuń