„Linia” Elise Karlsson. Maj 2020


Tak. Najpierw zaskoczenie i zaintrygowanie, bo zaczynam od krótkich, półstronicowych sekcji. Czasem jednego zdania, cytatu. Ten częściowy „pustostron” napędza czytanie bardziej niż wypełniona treścią przestrzeń. Żadnych rozdziałów, żadnej numeracji ani podziałów. Jak w filmie, krótkie, energiczne ujęcia. Stylistytycznie opowieść jest chłodna, szwedzki dystans i tajemnica. Płynę.

Poznaję Emmę, singielkę szukającą pracy w wydawnictwie. Trafiam w świat [doskonale znany], świat oszklonych biurowców [życie na widoku], kart wejściowych, przerw na lunch, procedur, wyspy biurek, ściśle określone zadania, zapach i mnogość rodzajów kawy. Praca tymczasowa, wakacyjna, umowy próbne, umowy zlecenie, freelancerzy. To wszytko kręci główną bohaterkę, praca ją definiuje, chce się gdzieś [gdziekolwiek] wpasować, nawet podrasowując swoje CV. Jest ambitna, nie zbija bąków, nie ciupie pasjansów, haruje bez wytchnienia, typowy pracoholik. Życie Emmy to myślowa monotonia, w którą wkraczamy dość szybko. „Nie pijam kawy w domu. Nie jem w domu. Praca mnie karmi”. Nie ważne jest dla niej w jakim wydawnictwie pracuje, co wydaje, chce piąć się po drabinie promocji i rozkoszować umową na czas „nieokreślony”. Emma cierpi na wieczne poczucie tymczasowości, tak silnie i toksycznie związana jest z pracą, że nie ma [zna] innego życia. Bez firmowej dyktatury traci rytm w życiu. Znajomości w biurze, nie wychodzą poza krąg koleżeństwa, może romansu, choć bardziej próby odniesienia się do kogoś. Frasse, Hani, Sara, Billy to emblematy, postaci w relacji, której trzonem jest praca. Jedni umierają, znikają nagle, ale nie budzi to zainteresowania ani bohaterów, ani samej autorki. Zaprzeczanie i wypieranie. Emma usilnie wypełnienia pustkę, która istnieje, kiedy niechcący przekroczy się tajemniczą linię i wyjdzie poza świat korporacji. Poza linią nie ma życia, nie ma przeszłości, nie ma ludzi, nie ma powietrza, panuje chaos i bałagan.

Nie. Nie porwała mnie ta historia, nie przekonała. To był spacer po płytkiej wodzie. Autorka nie pogłębiła tematu, nie weszła pod skórę swojej bohaterki. Obserwowałam klaustrofobiczny obrazek, momentami sztampowy, statycznie-tragiczny z elementami absurdu, być może zwodniczo znajomy, ale nudny. Obraz korposzczura jakich wiele. Książka posępna, pełna odrętwienia i monotonii. Tytułowa linia mogła być murem rozdzielającym wiele światów, może studium pracy jako ideologii, albo sadystycznej religii? Nie wiem czy jest to moralitet, czy manual mający na celu ostrzeżenie jak na slajdzie: Dos and Don’ts. Adaptacja okładki według Tomka Majewskiego mistrzowska.

Elise Karlsson “Linia”, tłumaczenie: Dominika Górecka                                                        Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2020


You May Also Like

0 komentarze

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)